niedziela, 13 listopada 2011

DR- Rozdział drugi

Po wielu trudach i cierpieniach jest drugi rozdział, o zgrozo ile nad nim myślałam ciągle coś nie pasowało. Ale nagle wzięłam się za to poważniej i jakoś to wyszło. Po pierwszym który się mógł nie spodobać czekam na rozgrzeszenie i jakiś większy ruch na blogu, ja tak bardzo proszę o komentarze :) Z czasem może nauczę się dobrze pisać i może coś z tego bloga wyjdzie :D Pozdrowienia dla Ani mojego guru, która się napracowała i zrobiła mi szablon i to jej pierwszy raz!!! Brawko i wchodzić na jej bloga mi tu i to już !! :* P.S. Mogą być błędy w pisowni, nie bijcie! I bardzo proszę o opinie!



Rozdział drugi

Praca czeka, wypełnianie obowiązków, koniec wolności… Poszedłem z tymi myślami do swojego szefa, który nie wiem czemu widzi we mnie coś dobrego i jak najbardziej się w tej nadziei, że jestem dobry, myli. Jestem na dywaniku, czyli miejscu gdzie ludzie, którzy uczciwie pracują i starają się,  często są obdzierani z honoru i dawany jest im na barki ciężar pracy, pod którym upadają…
 -Witaj, Jack – usłyszałem. Dziadyga siedział na foteliku i patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma pełnym dobroci i troski, którą chciał obdarzyć wszystkich ludzi pozostałych przy życiu po katastrofie. Takie stare anielisko, które trzyma nas wszystkich pod swoimi skrzydłami, a my tego nie widzimy. Szczerze jestem zbyt dumny i dziki, by być pod nimi, więc dlaczego on wyciąga do mnie rękę?
-  Podobno masz do mnie jakąś sprawę – powiedziałem, drapiąc się po plecach, niewiele się interesując tym, czego ode mnie naprawdę chce.
-  Jack, chciałbym, żebyś dołączył do jednego z oddziałów…
-  Uuuu, ranga wyżej, ale to również daje mi więcej obowiązków, wiesz, że tego nie lubię… -  Popatrzyłem się na niego niezadowolony.
-  Niestety musisz się do tego przyzwyczaić, praca jest pracą i nie jest przyjemna. Dostaniesz nowego przełożonego- zmienił temat, a na te słowa wyłoniła się zza niego postać. Jeden z dowódców… Nie podejrzewałem, że jest tu ktoś oprócz naszej dwójki.
-  Poznaj Rena. - Na te słowa wysoka białowłosa postać zbliżyła się bardziej, bym mógł ją zobaczyć. Kojarzyłem tę osobę, choć nie przepadam za ludzkimi plotkami i w ogóle za ludźmi,  kilka razy podsłuchałem nieco z rozmów. Ren Creed jest niesamowicie tajemniczym człowiekiem nie wiele o nim wiadomo, wobec niektórych budził strach i przerażenie jego osobowością, która jest tak wzorowa w oczach starszyzny, że aż sztuczna. Ludzie twierdzą, że choć udaje dobrego, starającego się o koniec naszych cierpień,  jest osobą, która coś kombinuje, co widocznie ich wkurza.
- Witaj-  powiedział, lekko mrużąc oczy i udając uśmiechniętego i zadowolonego całą tą sytuacją. Z pewnością był on nią tak zadowolony jak ja.   -Chciałbym ci szybko przekazać  sprawy dotyczące twojej pracy, gdyż nie mam dużo czasu, tak samo jak przewodniczący. Nie będę aż tak upierdliwy, żebyś był  u mnie na każde zawołanie, każdą misję bądź potrzebną rzecz będzie przekazywał ci jeden z moich pracowników, Dedal.  Pracuje on w sekcji laboratorium i broni, więc jeśli będzie brakowało ci czegokolwiek – idź z tym do niego. Na razie masz się zająć trzy  osobową  grupka nastolatków i masz ich wyszkolić tak, dawali sobie radę  z zombie samodzielnie. Będą czekać na ciebie jutro o 13.00 pod twoim pokojem. A dziś wysyłam cię do okręgu 23H, byś oczyścił go z zombie i napisał raport o stanie tego miejsca. Następne rozkazy przekaże ci Dedal… A poza tym nie chciałbym, żebyś sprawiał problemy, jakiekolwiek problemy… - powiedział, zmieniając swoja wzorową postawę. Nic nie mówiąc wyszedłem, jeszcze by się rozmyślił i zabiłby mnie twierdząc, że jestem problemem tego świata. Idąc korytarzem minąłem  zielonooką dziewczynę o czerwonych włosach, która najwyraźniej była czymś wkurzona i się spieszyła, też bym był wkurzony, jakbym tachał tyle papierów. Niestety, gdy tak ją mijałem, do głowy mi przyszły moje jutrzejsze zajęcia. Cholera jasna! Mam jakieś dzieciaki na głowie! Mam robić za nianię? Psychologa? Który przygotuje do dorosłości?! Dać cyca?!  Ten cholerny Ren mnie urządził!!! Dziadek mi za to zapłaci!!! 

***
-Też będę wychodził, mam wiele do roboty, więc jeśli przewodniczący pozwoli, wyjdę.
-Pozwalam, pozwalam nie musisz się o mnie o to pytać, jeśli ci się bardzo spieszy…
-Dziękuje-powiedział, zamykając drzwi.
-Oj Ren, Ren dziecko nie wiem jaką ścieżka życia idziesz, ale wydaje mi się, że spiesząc się tak, jak teraz zabłądziłeś…


***
- Już jestem. – Weszłam do sali obrad rady, przynosząc całą stertę papieru i płytek, które nie wiadomo dlaczego kazano mi przynieść do innego dowódcy, chociaż nie byłam od niego zależna ani nie byłam jego pracownikiem, a on w sumie mnie przerażał. Ech, dlaczego odwalam dobroczynną robotę i daje się wykorzystywać. Ludzie z laboratorium kazali mi to przynieść, byli strasznie zabiegani pracą dla niego normalnie jakby ktoś im groził. Zdecydowanie Ren i jego pracownicy byli niesamowitymi służbistami.
-Przyniosłam raporty dla ciebie od sekcji laboratorium-popatrzył się na mnie,  a w jego oczach zabłysła nuta złości, którą niesamowicie szybko ukrył. Przyniosłam mu te wredne papiery, choć mam pozycję równą jego, a on mi tu strzela jakieś fochy! Czego on chce, może nie chciał, by ktoś spoza jego dywizji mu je dostarczał? Patrzyłam na niego,  tak, na pewno lekko się zdenerwował i speszył… Jestem genialna, doprowadziłam nawet jego do złości!
-Dziękuję, ale nie powinnaś ich tu przynosić, to nie twoja sprawa  i nie powinna byłaś dać się im wykorzystać. Pewnie dostaną reprymendę, zapewniam cię, że następnym razem to się nie powtórzy-powiedział szybko zabierając ode mnie akta, tak jakbym była osoba nie pożądaną tutaj i gryzła.
-Co to za dane? -szybko zapytałam. Widocznie go zdziwiłam i wystraszyłam jeszcze bardziej, gdyż się zatrzymał… Mam cię, to zachowanie na pewno nie godne Ren’a Creeda.  Nigdy nie mogłam zrozumieć tego człowieka, od kiedy go poznałam wydawał się być na tyle władczy, że nie mogłam się z nim dogadać i często wydawało mi się, że coś knuje, chociaż ciężko było mi w to uwierzyć był wzorcem dla większości ludzi w tym bastionie. Był zbyt idealny…  Taki wzorowy obywatel, zachowywał się jakby stracił wszystkie uczucia, obdarzał jedynie sztucznym uśmiechem, widocznie wyćwiczonym.
 - To tylko wyniki badań nad zombie Clare, obecnie pracujemy nad antidotum i ulepszeniami broni- powiedział, wytrąciłam go z równowagi. Przestał być sztuczny… Po raz pierwszy rozmawiał ze mnie normalnie…   Sukces, ale nie tracę zdania, że nadal jest podejrzanym facetem…
- Skoro tak, to ja się zmywam nie będę ci przeszkadzać, ja też mam dużo pracy i muszę jeszcze poszukać staruszka. - Rozmowę z Renem miałam po dziurki w nosie, darzyłam go lekką nienawiścią, nigdy nie liczył się ze zdaniem moim i  innych dowódców, miał nas w dupie i nie liczył się z naszym zdaniem, ale zawsze go chwalono i on był ten najlepszy. Głupia pozwalam się zjadać zazdrości  takiego typa, gdzie twój honor, Clare???  Sama się speszyłam, chciałam się jak najszybciej ewakuować a przy okazji zwinęłam kilka akt ze stołu. Wyglądało, że się nie zorientował, chciałam w końcu rozwiązać te jego tajemnice!



            ***


- Wyszła… -szybko usiadłem. To mogło być ryzykowne. –  Durnie z laboratorium,
jedna wpadka i jesteśmy skończeni, mój plan jest skończony… - Wstałem, muszę szybko znaleźć Kristeve!
Wychodząc z pokoju zabrałem szybko wszystkie akta sprawdzając, czy niczego nie zapomniałem w pośpiechu. Każda pomyłka, każda wpadka mogła mnie zniszczyć. Pobiegłem szybko korytarzem.   Byłem zdenerwowany… zbyt zdenerwowany jak na siebie.   Nawet nie wiem jak znalazłem się przed swoim pokojem. Otworzyłem drzwi, a w biurze czekała na mnie moja asystentka, Kristeva.
-Panie… Jesteś zdenerwowany – zauważyła. Jak na robota była bardzo inteligentna i spostrzegawcza. Hmm, dlatego ją wybrałem.  
-Oddział laboratoryjny przekazał naszą dokumentacje Clare Hawkeye…  Gdyby były to jakiekolwiek dokumenty o Lixe!
-Panie, na pewno ta niesubordynacja zostanie ukarana reprymendą oraz zapewniam, że osobiście zadbam, że to się nie powtórzy-powiedziała z wyraźną skruchą.
-Następnym razem może być za późno!- skwitowałem. – Mogliby się o wszystkim dowiedzieć, o moich planach. Nikt nie może się dowiedzieć o tej istocie, nikt! Rozumiesz?!

Tę istotą bądź organizmem był lub była Lixe, która jest pod naszym obserwacją w laboratorium… To bóg, który zesłał na nas plagę zombie i zabił wszystkich naszych bliskich, odwracając nasz świat do góry nogami. Między innymi  moją ukochana siostrę… Moją matkę i znienawidzonego ojca, ale za  zabranie rodziców nie mam do niego pretensji, ale dlaczego zabrał ją? Zniszczył mój cały poukładany świat, zostawiając mi w nim tylko kłamstwa i zemstę… Zemstę, która zabije wszystkich, którzy zranili mnie tak bardzo.

***
Życie za chuj nie chce być proste – taka jest jego natura. Idealne stwierdzenie mojej sytuacji… Jestem Miki i mam 16 lat i jestem zajebiście leniwy, ale ktoś mądry wymyślił, że będę jutro się uczył… Ale cóż, muszę być grzeczny, tak mi kazali.  Jestem tutaj, ponieważ jakieś gnijące trupy zjadły moich rodziców, robiąc z nich głupie istoty, które też oto chciały pożreć swojego jedynego syna… Podłe padliniaki, nigdy im tego nie wybaczę!  Nigdy!  Cholera, było blisko i mógłbym skończyć jak oni, było blisko, ale zostałem uratowany i bezpiecznie przetransportowany tutaj. Mam się tu nauczyć samodzielności itp. Tak,   do cholery jasnej, edukacja nawet po końcu świata będzie mi zatruwała życie, nawet po tym,  co przeszedłem, ona się ciągnie i ciągnie… Na gówno mi ona, potrzebne mi tylko strzelanie.  Cholera by i ich wzięła-wstałem, podchodząc do zakratowanego okna. Tak, żyjemy w wielkim więzieniu, życie jest więzieniem, ktoś nas tu uwięził i, o zgrozo, nawet nie wiemy kto. Teraz ten ktoś stwierdził, że gra ma być jeszcze głupsza. Dodał do tej gry zombiaki… A my? Teraz musimy jeszcze bardziej przestrzegać zasad tego więzienia, jesteśmy jeszcze bardziej uwięzieni… Nigdy nie byliśmy wolni… i nigdy nie będziemy wolni bądź szczęśliwi.

***
Jestem Elizabeth... Biedne, zagubione dziecko wojny i kryzysu… Mała, nieśmiała 15-letnia dziewczynka, która lęka się wszystkiego… Samotności, odrzucenia, kpin, kłamstw, krzyku, wojny i śmierci. Bojąc się żyć prawdziwie, nauczyłam żyć się złudzeniem samej  siebie i otrzymałam te wszystkie lęki. Teraz, gdy w końcu wszystko wchłonął chaos, w którym się znalazłam, widzę światło… Światło, w którym mam szansę przeżyć, choć los mi nie pomaga. Mam swoje życie na ramieniu i, bojąc się śmierci, muszę je nieść jak krzyż… Tylko czy znów nie wystraszę się tej odpowiedzialności??? Czy nauka, którą mi tu przekażą, przyda mi się i skłoni do walki???

12 komentarzy:

  1. Hmm dziękuje za pochwałe widze że już nie jesteś na onecie.Bardzo fajna część dziękuje za wszystko ;D dodałam Cię do linków

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz role Sasuke na blogu Angel.To opowiadanie również zapowiada się ciekawie. Mam nadzieje że będziesz częśćiej wydawać nowe notki i nadal pisać z nią bloga bo wychodzi Ci to fantastycznie!Podziwiam Cię bardzo.;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow ale czad! Znalazłam twój link przypadkiem na blogu o córce Ita i jestem pod wrażeniem.To ty jesteś Draką? Wow! Kiaa Sasuke wychodzi Ci idealnie.Czekam na nowa notke o zombiakach ;D pozdro.Ps.czytalam twoj opis o tobie i tez mam skleroze xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się ten rozdział, choć myślę, że nie powinnaś tak od razu przedstawiać wszystkich bohaterów (miesza mi się xd).
    Aha i zapraszam też do siebie: http://vampire-teruyo.blog.onet.pl/
    PS: To ja jestem tą anonimową z poprzednich komentarzy (chodzi mi o te z dwóch Twoich pierwszych notek ;)), postanowiłam po prostu dodać swój nick.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo Fajne :)
    porosłam linki moim znajomym

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się
    9/10

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy zacząłem czytać 1 rozdział mało mnie wciągną ten natomiast jest naprawdę niezły zobaczymy jak dalej pójdzie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnóstwo akcji fajne dialogi.
    Będę częściej wpadać na twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. Teraz dam 8+ i czytam dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzymaj tak dalej plus dla ciebie +

    OdpowiedzUsuń
  11. Robi się ciekawie . Podoba mi sie postać Clare . Takie 8,33 i pędzę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń