sobota, 3 grudnia 2011

Rozdział trzeci

-->
Przedstawiam wam 3 rozdział, po dłuższej przerwie spowodowanej problemami osobistymi znów prezentuje dodany na szybko rozdział, który jest kompletnie zły i chyba za dużo przekleństw, choć starałam się z nimi walczyć, to nie moja winna to gimnazjum! Próbowałam zastosować się do rad podanych przez was, ale nie jestem pewna czy tak całkowicie wyszło, dziękuję za szablon Kuroi Tenshi very big arigato i dziękuje za pomoc w pisaniu Dark Angel, jesteś wielka :* Kolejny rozdział powinien pojawić się nieco szybciej i składam obietnice, że on już będzie dopięty na ostatni guzik. Chce powiadomić też, że są dwa warianty odwiedzania tego opowiadania gdyż istnieją dwie witryny:
-na onecie http://demonic-reaper.blog.onet.pl/
- i ten to raczej znacie.
Zależy jak kto woli i komu na czym wygodniej. Bardzo dziękuję za pozytywne komentarze  i rady oby ich było jak najwięcej, o negatywne nie proszę, modlę się by było ich jak najmniej, albo wcale  i ciągle mam nadzieję, że jednak ludzie to polubią a ja w końcu się porządnie dokończę to wszystko...



Rozdział trzeci

***

- Bez sensu… Moja praca jest bez sensu! - wydzierałem się w moim małym pokoiku. Zapewne moi sąsiedzi też to słyszeli, ale wali mnie to, nie to mnie wkurwia. Spędziłem całe swoje popołudnie na zimnie, czekając, aż coś mnie zeżre, a i tak oni mieli pretensje… Mój cały słodki dzień zaczął się od tego, że dostałem zrypę od Dedala, który miał do mnie wąty o   to, że po trzech wspaniałych godzinach zabawy i danse macabre z zombie stwierdziłem, że się zmęczyłem i dla świętego spokoju ze strony przełożonych, żeby nie było, że nic nie robię, postawiłem sześć  bomb i rozwaliłem wszystko. I teraz on to wszystko mi wypomina i opowiada,  jakby mnie tam nie było i nie wiedziałem co się stało. A po drugie przynajmniej miałem dobre intencje, one też się liczą, bezduszny mały wkurzający troll! No ale nie mówiąc o tym Dedal pierdolił o jakiś psycholach, debilach. Nie wsłuchiwałem się w to, ale sądzę, że mówienie o Renie jak o psycholu, debilu, przecwelonym pojebie jest niekulturalne i z Renem w sumie nie jest źle – ze mną jest gorzej! To na mnie powinna spoczywać cała uwaga! Mam skrzywienia psychiczne i zaburzenia zapoczątkowane w sierocińcu. Hmm, nie warto też na mnie liczyć, ale w sumie ja nie jestem kalkulatorem, wiec liczenie na mnie jest podstawowym niefortunnym i nieświadomym błędem ludzi mnie otaczających. Też, co prawda, mam posrane pomysły, ale na to leki przeciw biegunce nie działają. Prawda jest taka, że jestem przystojnym gnojkiem z średnim ilorazem inteligencji i morderczymi intencjami. Skromności też sobie nie odmówię… Niestety, nie każdy to dostrzega, na przykład taki Dedal. On nie jest świadomy tego, bo gdyby zauważył moją epickość i to jaki jestem fajny i mądry – świat  by się stał łatwiejszy i lepszy. Biedny Dedal, a ludzie myślą, że to nastoletni geniusz… Pewnie taki sam jak te smarkacze, które mam dzisiaj oprowadzić po tym pięknym święcie! W sumie dobrze, że sobie przypomniałem…

***

Tak więc, oto teraz już z uroczą dwójką dziewcząt czekałem na trzecią osobę. Na niejakiego Mikiego, który był na tyle upierdliwy i wredny oraz wkurwiający, że postanowił nie ruszyć swego dupska! Normalnie nie zostawiłbym dwóch młodych dam samych, ale one mnie tak prześwietlały swoim słodkim pytającym wzrokiem, że dla swojego własnego dobra psychicznego chciałem pójść po tego gamonia. Jeden problem – nie wiedziałem, gdzie on mieszka… W końcu dojdzie do tego, że ta praca mnie wykończy i zabiję się albo te biedne nikomu nic winne dzieci…
- Marnujemy czas, pójdę po niego. Wiecie gdzie on mieszka? – zapytałem dziewczyny. Nie powiem, cała sprawa z bachorami wydawała się mi nadmiar uciążliwa i problemowa i na serio  zostawił bym je gdzieś same daleko stąd.
-Ten blok, poziom  H2, pokój 32… - Ha, już mogę się zmywać!

***

Więc, jak wspomniałem, cały problem zaczął się, gdy jedno z tej świętej trójcy nie pofatygowało się, by zjawić się na czas. Tak więc ja, zaspany (nawet kawki nie wypiłem, to skandal!) musiałem zasuwać po niego. Gdy w końcu sfrustrowany i zmęczony, najmniejszej ochoty do niepotrzebnej rozmowy, przyszedłem pod pokój leniwej buntującej się myszki Miki i niestety po pewnym czasie doszło do małej konfrontacji…
- Wychodź albo wyważę drzwi! - NIE!
- Wyjdź tu, ja ci każę!
-Nie rozumiesz? Spierdalaj, nie mam ochoty!!!
-Wchodzę,  ty skubańcu!!!
-Cholera! Idź sobie stąd, ty ciągle napastujący mnie kretynie albo wezwę po…
- Właśnie w tym twórczym momencie straciłem cierpliwość. A tak się starałem… Więc, żeby was kulturalnie poinformować o tym, co się stało, powiem, że tak jak każdy szanujący się opiekun, który uczestniczył w moim wychowaniu, zniszczyłem drzwi. Cholera, znów będą mieć pretensje! Kurwa!!! Zabiję!!! –Witaj, Miki. Tak na początku chciałbym ci powiedzieć, że mam na imię Jack i jestem zabójcą, morderczym skurwielem, chyba już o tym wiesz. I musisz się liczyć się z konsekwencjami, gdy  się morderczemu skurwielowi utrudnia życie!-    Wybuchłem, byłem za bardzo wkurzony, żeby myśleć co robię i dalej z nim rozmawiać.  Chwyciłem go za kaptur i potrząsłem nim, uśmiechając się, a on popatrzył się na mnie jak prawdziwa myszka zjadana przez dzikiego kocura. Jeśli osikał mi buty, to go zabiję!

***

Czułem się przerażony. Nie dość, że wywarzył mi drzwi, to teraz mnie podnosi  i patrzy tak, że aż ciarki przechodzą. Jebany morderca od siedmiu boleści. Nie ma prawa tego mi robić?! Nie ma! Nie ma! Niestety ma zbyt zryty mózg i jego to nie obchodzi, że jestem na jego łasce.  Nie mogli przysłać kogoś miłego? Ten psychol jest o wiele silniejszy ode mnie! Może mnie zabić w każdej chwili, bo jest zwykłym pojebanym psychopatą. Niech mnie puści, nie ma żadnego, kurwa, prawa mnie tak torturować!
- Puszczaj mnie - odpowiedziałem mu sucho i bez emocji.
-Chciało, by się...-Wykrzywił się patrząc na mnie, po czym kontynuował.- Sorry, ale to nie ja wystawiłem wszystkich do wiatru, pozostawiając tabliczkę na drzwiach ’Jestem ignorantem i egoistą. Spierdalajcie, gówno mnie obchodzi wasz los. Gnijcie!’’ Otóż musisz wiedzieć, że twoje potrzeby własnej prywatności lub czego tam chcesz gówno mnie obchodzą, gdyż jestem do ciebie bardzo podobny i na pierwszym miejscu stawiam swój komfort oraz swój stopień zadowolenia i satysfakcji, więc gówno mnie obchodzi co robisz, co ci nie pasuje lub to, że ci nie wygodnie wisząc jak ten wisielec. Gdybym był bardziej w tej chwili perfidny niż zazwyczaj, normalnie bym cię stąd wziął przeciągając twój ryj po ziemi i powiesił bym cię na latarni w samym środku zbiórki zombie, którzy są głodni, znudzeni i pragną całym swoim gnijącym ciałem wszamać  twój mózg...

Przerażający… Totalny zjeb! Że ja podobny do niego?! A w życiu!
– Skoro niby tak doskonale mnie rozumiesz, to powinieneś wiedzieć! Mam wyjebane na resztę! I skoro chcesz komfortu to go  miej. Zostaw mnie tu i sobie stąd pójdź, o jednego drącego się bachora mniej! Puść mnie, bo to i tak nic nie zmienia. –  powiedziałem chłodnym zirytowanym głosem. Nie chcę mu ustępować, ale jeśli tego nie zrobię, to on faktycznie mnie powiesi. Gnojek… Kiedyś sam Cię zajebię . Poczuj moc sadyzmu,  yeahh!
- Dobra… naprawię to.
Nie spodziewałem się takiej reakcji
- To takie niemiłe nieporozumienie wynikające z uprzedniego braku komunikacji-oznajmiłem mu inteligentnie, byle żeby w końcu mnie postawił.
No co za zjeb! Mam go dość. Obyś zgnił! Ze wszystkich sił chciałbym mu wygarnąć!
-Młody... Że, kurwa, co? Jaki brak komunikacji? Ty masz kaszankę zamiast mózgu? Nie pierdol mi tu! Bo jak mówię, że masz być, to się ze mną się, kurwa, jest! Mnie się słucha i ze mną się ma, kurwa, być! A teraz zapierdalaj!
Puścił mnie tak, że niefortunnie boleśnie upadłem na tyłek i nie mogłem wstać. Przez chwilę patrzył na mnie tak, jakby zaraz miał zapłonąć. Jednak szybko się uspokoił, choć wciąż jego oddychanie było przyspieszone, tak jakby przed chwilą był tu jego dubler i ujawnił całą swoją złość, przeklinając mnie, a on nie wiedział co się działo i był całkiem zdezorientowany. Dziwne... On jest mordercą… I ja mam go słuchać.
-Ja pierdolę!- wydarłem się sfrustrowany prawie płacząc. Byłem chyba równie zdenerwowany jak on, nie chciałem być tak traktowany, nie chciałem być mazgajem, nie chciałem bólu, a ta cholera niszczy mi życie.
- Kurwa, dobra, już idę, tylko się ode mnie odpierdol! Bo mam dość twojej psychopatycznej rozkminy. Czemu się, kurwa, musisz do mnie dopierdalać i czemu do cholery traktujesz mnie jak swoją ofiarę?! Ja pierdolę…Zostaw mnie…

***

-Chyba go zdenerwowałeś… - powiedziała Lucy,  a jej jakże spostrzegawcze spostrzeżenie na temat Jacka kontynuowała Ellie. - Boję się go, ma taki obłędny wzrok… -Jak zwykle przyjęła swoja postawę obronną. Jej oczy się panicznie powiększyły, tak jakby ten psychol miał nas zaraz zamknąć w klatce z zombie. W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby tak się stało. Był zły i mówił do siebie co chwilę narzekając i przeklinając swoja robotę. Czułem się strasznie, choć nie chciałem być jak Elizabeth, ale zawładnął mną stres. Cholera, podpadłem mu i zjebałem całą grę na początku. Nie mogę być tchórzem!
- To, że ty się wszystkiego boisz, nie znaczy, że ja też- burknąłem zły. Ja i Elizbeth poznaliśmy się w schronie. Zostaliśmy tam przywiezieni przez żołnierzy, którzy zbierali ocalałych w tym samym czasie. Była cholernie przerażona, nie chciała puścić pielęgniarkę, tak jakby była jej matką.  Żałosne, teraz można liczyć tylko na siebie… Niestety, w schronie poznaliśmy też Lucy, tego demona… Działa mi na nerwy. Z jednej strony nieśmiała i cholernie tajemnicza, ale zarazem, gdy się jej poda rękę lub się z nią zaprzyjaźni i da się jej powód do dalszego życia, jest pełna energii do życia i walki. Choć wątpię, że to cała prawda, ona stwarza tylko iluzje… Gdy ją poznaliśmy przed każdym udawała, że da sobie radę. Ale w czasie takiej zagłady, jak ta,  miała tak samo jak każdy chwile słabości, w których było widać, że już ma dość i nie ma sensu dalej ciągnąć swojego życia ze sobą. Jedno jej muszę przyznać – jest świetną aktorką i zazdroszczę tego jej fałszerstwa, że doskonale okłamuje innych, że jest zadowolona ze swego życia. A wszyscy dają się nabrać, robi to, co inni od  niej oczekują, a oczekują od niej właśnie tej iluzji, szukają kogoś, na kogo mogli by zrzucić ciężar i patrzyć jak ona wciąż go dźwiga z uśmiechem. Jestem zazdrosny, może tak udając jest naprawdę łatwiej? W każdym razie denerwuje mnie jej obecność, a teraz też jestem na nią skazany! Dlaczego ja tu muszę być? Chwilę mojego rozmyślenia przerwał Jack, mówiąc z entuzjazmem tak, jakby wyczekiwał dawno utraconej przez nas rozrywki:
-Ooo, patrzcie, specjalnie dla was przygotowali komitet powitalny!- Zapalił papierosa, a do jego ekstazy brakowało tylko skrzynki whisky i panienek. Uśmiechnął się złowieszczo, pokazując jego mordercze i przerażające oblicze, którego naprawdę nienawidzę. Odwracając się zauważył mnie, zauważył mój wpatrujący się w niego wzrok. Nie wiedziałem, o co mu chodziło z tym komitetem, a on obserwując mnie chyba to dostrzegł i położył rękę na moim ramieniu,  pokazując mi mnóstwo zombie biegnących ze szpitalu, a raczej jego pozostałości, wprost na nas.
- No i tak oto zaczynamy pierwszą lekcję. - Rzucił naszej dwójce jakieś pistolety czy co to,  kurna,  było i parę granatów.Lucy dostała karabin,  przez, którego straciła równowagę. Przerażona szybko wstała, niestety, nawet jeśli mieliśmy broń – nie umieliśmy ją włączyć ani naładować. Kurwa, co za idiota! My tu umieramy, a on się przygląda! Ellie zaczęła krzyczeć, Lucy w końcu swoim rzadko spotykanym szczęściem włączyła swoją broń i zaczęła strzelać w zombie. Ja i Elizabeth odsunęliśmy się od miejsca, gdzie stała. Wycofaliśmy się,  musieliśmy się oddalić od zombie i szalejącej Lucy z czymś karabinopodobnym. Na nasze cholerne nieszczęście naprzeciwko nas stanął wielki obrzydliwy zombie, torując nam szanse ucieczki. Taaa, szczęście Lucy to moje nieszczęście. Szybko wziąłem się w garść i wiedząc, że jednak Jack zadbał o broń, pociągnąłem za spust,  a wkrótce moim śladem  poszła Elizabeth. Miała mocno zamknięte oczy i była cała brudna, pewnie upadła, gdy biegliśmy... No, ale nie powiem – strzelanie z zamkniętymi oczyma Ellie było na miarę jej na miarę jej sił Choć próbowaliśmy wycofać się do miejsca, gdzie byli pozostali, i strzelaliśmy najlepiej jak potrafiliśmy – nie mogliśmy zranić mutanta, który jak na zombie był szybki, za szybki… Był już za blisko, a ja spudłowałem… W tym czasie zombie już nas dogonił, był wprost przed moja twarzą, gdy usłyszałem przeraźliwy huk wystrzału. Huk wystrzału Jacka… stał dwa metry od całej sytuacji i obserwował, a na jego twarzy był zadziorny uśmieszek, który wyrażał zadowolenie z rozwalenia głowy mutanta. Sadysta... Niestety, nie mogłem tego powiedzieć o nas, oboje byliśmy przerażeni,  a na naszej twarzy był brud i cuchnąca nieświeża krew zombiaka. Elizabeth nie wytrzymała tego i upadła, zaczynając wymiotować przede mną, a ja nie urażony wpatrywałem się ciągle w Jacka oczekując odpowiedzi, ruchu bądź jakiegokolwiek wyjaśnienia dlaczego to się dzieje i dlaczego akurat my tu jesteśmy…

***

10 komentarzy:

  1. Hej! Musze przyznac, ze swietnie sie zapowiada! Spodobalo mi sie to ja piszesz i w miare moich mozliwosci bede tu zagladac jak najczesciej. Czekam na dalczy ciag.

    OdpowiedzUsuń
  2. no fajnie, podoba mi się, tylko masz strasznie chaotycznie napisane dialogi w niektórych miejscach(np. pierwsza rozmowa Jacka z Mikim), nie wiadomo który mówi, powinnaś to sklarować, a tak to zapowiada się ciekawie ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Jacke to moja ulubiona postać jak do tej pory

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog zaczyna mnie wchłaniać hehehehe
    Pozytywnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak wcześniej napisałem 1 mnie mnie oczarowała ale teraz to co innego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej o wiele więcej w 2 i lepiej,
    pozdrowionka dla autorki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz dam tak 9 zasłużona widziałem wiele blogów tego typu ale puki co to twój jest naj lepszy

    OdpowiedzUsuń
  8. Zmuszasz mnie do dalszego czytania bo cholernie wciągające

    OdpowiedzUsuń
  9. 10/10 !!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń